Czy zdajecie sobie sprawę z tego, jak długo Marvel jest na rynku? Pomogę wam. W roku 2019 świętujemy 80-cio lecie wydawnictwa. Nie muszę wam chyba mówić, że to szmat czasu i cała masa bohaterów lejących się niemiłosiernie po rysunkowych pyskach. Szczerze mówiąc, jest ich tak dużo, że przypuszczalnie sam Marvel miałby problem z policzeniem ich wszystkich. Jeżeli tak jak ja łakniecie nowych ciekawostek ze świata amerykańskiego komiksu, cenicie sobie wiedzę usystematyzowaną w uporządkowany sposób i najlepiej podaną w lekkostrawnej formule, to mam wam do zaprezentowania pewną pozycję, którą powinniście uwzględnić w swoim budżecie.
Zacznijmy od mięsa. Encyklopedia bardzo zaskoczyła mnie swoimi gabarytami. Spodziewałem się czegoś poręcznego, wielkości mniej więcej Garfielda z serii Tłusty Koci Trójpak. Gdy paczka w końcu do mnie dotarła zobaczyłem prawdziwego potwora Frankensteina, który na półce dominuje nad większością posiadanych przeze mnie pozycji, niczym Thanos w Infinity War. Wystarczy jednak zajrzeć do środka, by zrozumieć, dlaczego nie było innej opcji. Ilość treści wzbogaconej o świetne grafiki jest dosłownie powalająca i bez bicia przyznam się, że przystępując do recenzji nie udało mi się przebrnąć przez całość. Na swoją obronę zaznaczę jednak, że mało kto czyta nawet najciekawszą encyklopedię od deski do deski. Tego typu lektura ma to do siebie, że stanowi mniej lub bardziej solidne kompendium wiedzy w danym temacie niż wciągający bestseller. Nie wierzycie? A kiedy ostatnio doczekaliście się ekranizacji jakiejś encyklopedii? No właśnie.
Moje oględziny potwierdziły wcześniejsze przypuszczenia – leżąca przede mną księga o jakże skromnym tytule Ultimate Marvel: Encyklopedia Superbohaterów, Arcyłotrów, Technologii i Pojazdów ma moc. I nie mówię tu o tej mocy, którą wyrobicie w sobie podnosząc ją regularnie z półki, chociaż nie wątpię, że kilka mięśni dostanie dzięki temu solidnego kopa. Mówię o prawdziwej, treściowej mocy, która uderza w nas z każdą przewróconą kartką. Ilość zawartych informacji zrobiła na mnie piorunujące wrażenie i przyznam, że chciałbym w swoje dłonie dorwać równie bogatą encyklopedię o komiksach od DC. Każda z omawianych postaci posiada swoją krótką biografię, a te istotniejsze zagarnęły dla siebie nawet dwie pełne strony. Całość dopełniają zawsze obecne grafiki oraz informacje o debiucie postaci, miejscu, w którym bazuje oraz powiązaniach z innymi bohaterami lub łotrami.
Lekturę warto jednak zacząć od samego początku. Twórcy na pierwszych stronach zaznajamiają czytelnika z poszczególnymi epokami, na jakie należy dzielić komiksy wydawnictwa. Ta idea jest nam niezbędna dla dalszej lektury, ponieważ Encyklopedia Marvela prezentuje nam postaci w kolejności chronologicznej czyli takiej, w której zawitali na kartach komiksów. Pomysł zacny, bo stwarza możliwość zapoznania się z nimi w szerszym kontekście historycznym – na przykład jak niezwykle płodnym był początek lat 60’tych, który w fundamentalny sposób zdefiniował silną pozycję wydawnictwa.
Po około 200 stronach o charakterze biograficznym nasze tomiszcze przechodzi do tematów superbochatero-pochodnych. Dostajemy tu sporą dawkę informacji na temat pojazdów, uzbrojenia i szeroko pojętej technologii, poznamy tajniki kosmicznych mocy i magicznych artefaktów, by nareszcie oddać się zintensyfikowanej podróży po krainach, legendarnych superbohaterskich domostwach i odległych planetach. Na końcu czeka nas indeks, który nieco ułatwi czytelnikom wertowanie treści pod kątem konkretnej postaci. Czy wspomniałem, że Encyklopedia jest “na bogato”?
Jeżeli zapytacie mnie, czy jestem zadowolony z Marvelowej Encyklopedii Superbohaterów to ze zdziwieniem przyznam, że bardzo. Jak bardzo? Bardzo, bardzo. Dlaczego ze zdziwieniem? Bo tego typu pozycje nie zawsze trafiają w moje gusta. Zazwyczaj szukam takich, które zgłębiają historię od przysłowiowego zaplecza. W tym wypadku na próżno szukać wiedzy o tym, jak dana postać została stworzona i przez kogo. Zawarte informacje nie są również nadzwyczaj rozbudowane, jednak poruszają tak ogromny zakres tematyczny, że trudno by było oczekiwać ich dogłębnej analizy. Pomimo tego mankamentu lektura daje sporo radości, nieraz zaskakuje, a mi uświadomiła, jak wiele jeszcze muszę nadrobić w kwestii Marvela. I wiem, że cena nie należy do tych najatrakcyjniejszych, ale zapewniam was, że warto wysupłać tych kilka solidnych groszy, bo ta księga starczy wam na bardzo długo i nie raz zaspokoi waszą ciekawość. Poza tym jak dobrze poszukacie, to znajdziecie ją w dosyć korzystnej promocji, która zniweluje koszta do kwoty dwucyfrowej. Chciałbym też zdementować pewne krążące po internecie plotki. Przeprowadziłem eksperyment i odpowiedź brzmi: Nie. Upadek tomu na twardę powierzchnię nie wywołuje nagłego ruchu płyt tektonicznych objawiającego się wyraźnie odczuwalnym trzęsieniem ziemi ani też ogromnych fal tsunami. Ale nie sprawdzajcie tego sami – od tego huku faktycznie można na chwilę ogłuchnąć.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont.
Jeżeli recenzja skłoniła Cię do kupna komiksu, zachęcamy do skorzystania z poniższych linków. Dzięki temu będziesz w stanie znaleźć najkorzystniejsza dla siebie ofertę, a oszczędzając jednocześnie wesprzesz Poważną Stronę i dołożysz swoją cegiełkę w tworzeniu materiałów wysokiej jakości.
Tytuł: Ultimate Marvel. Encyklopedia superbohaterów, arcyłotrów, technologii i pojazdów.
Wydawnictwo: Egmont
Data premiery: 28.11.2018
Tytuł oryginalny: Ultimate Marvel
Autor: Adam Bray, Lorraine Cink, Melanie Scott, Stephen Wiacek (treść), zbiorowe opracowanie (rysunki)
Liczba stron: 320
Oprawa: Twarda
Druk: Kolorowy