Na skutek różnic artystycznych między Colinem Trevorrowem, a wytwórnią myszki Mickey drogi obojga rozeszły się. W normalnych warunkach nie było by w tym nic dziwnego, bo Hollywood zna wiele przypadków płomiennych romansów, które kończą się równie szybko co zaczynają. Ale nie w tym wypadku.
Ta wiadomość zszokowała fanów Gwiezdnych Wojen, którzy liczyli, że ostatni epizod nowej trylogii zostanie wyreżyserowany właśnie przez niego. Reżyser mający na swoim koncie min. obraz Jurassic World zaprezentował Disneyowi kilka wersji scenariusza, jednak żadna nie przypadła do gustu ludziom za dużymi stołkami. Colin postanowił skończyć z grą w Ciuciubabkę i sam podał się do dymisji. Szczerze mówiąc trzeba mieć charakter by powiedzieć „nie” Disneyowi, chociaż pewne plotki głoszą, że to wytwórnia podziękowała jemu za współpracę. Nie rozstrzygniemy tutaj tego, czy „tory były złe, a podwozie… podwozie też było złe”. Pewnie w przypadku Disneya i wykolejonego wagonu prawdę zna jedynie konduktor.
Rian Johnson w swojej ulubionej koszuli.
Ta sytuacja otworzyła dwie rzeczy – otworzyła ludziom szeroko szczęki ze zdziwienia oraz rynek nazwisk chętnych na ciepłą posadkę po poprzedniku. Ciepłą, bo krzesełko jeszcze nie zdążyło ostygnąć po Trevorrowie. Ostygnąć nie mogą także nerwy fanów, którzy dowiedzieli się właśnie, że być może do serii powróci reżyser epizodu 7 – Rian Johnson. Ten człowiek zna się na rzeczy. Nerki prawdopodobnie nie przeszczepi, za to emocjonujące i perfekcyjne widowisko wychodzi spod jego skalpela na zawołanie. Udowodnił to przy wcześniejszej części jak i przy filmie Looper. Czekamy co też przyniosą kolejne dni w tej sprawie. Swoją drogą przeszczep nerki w jego wykonaniu też byłby nadzwyczaj emocjonujący…