Ostatnich kilka dni należało do nad wyraz burzliwych w całej historii prac nad Gwiezdnymi Wojnami. Reżyser ostatniej części nowej trylogii Colin Trevorrow stracił swoją posadę i trwały poszukiwania osoby, która mogłaby go zastąpić. Sytuacja komplikowała się tym bardziej, że film ma być zwieńczeniem historii budowanej w nowej trylogii. Musi więc wpasowywać się sposobem narracji i klimatem w pozostałe odsłony. Ponadto czas jego realizacji jest ściśle ograniczony i film musi trafić do kin w 2019 roku czyli maksymalnie za nieco ponad 2 lata. To mało czasu jak na taką superprodukcję.
Kathleen Kennedy – producentka odpowiedzialna obecnie za całą franczyzę Gwiezdnych Wojen postanowiła w takiej sytuacji postawić na sprawdzone rozwiązanie. Do reżyserii ostatniego epizodu gwiezdnej sagi został zaproszony J.J. Abrams – człowiek odpowiedzialny za sukces Epizodu VII. Reżyser zasłynął z wielkiego szacunku do spuścizny po George’u Lucasie, czym wprawił fanów w niemały podziw.
Abrams dostał przy okazji także posadę współscenarzysty widowiska. To scenariusz stał się kością niezgody między Disneyem, a poprzednim reżyserem. Mając to na względzie reżyser będzie pewnie na świeczniku, ale biorąc pod uwagę dużą sympatię wytwórni do jego osoby, oraz spory sukces kasowy poprzedniej części może zapewne liczyć na spory kredyt zaufania. Wytwórnia by nieco ułatwić mu wdrożenie w projekt przesunęła datę premiery z maja na grudzień 2019 roku. To rodzi kolejne komplikacje, bo film w tym czasie będzie musiał konkurować z Wonder Woman 2 oraz nową ekranizacją przygód He-Mana.
Jeżeli pozostałe wytwórnie nie przeniosą swoich produkcji na inny termin w obawie przed konkurencją z odległej galaktyki to grudzień 2019 roku będzie dla fanów Sci-Fi jednym z najbogatszych filmowo okresów w kinie ostatniej dekady.
autor: Sznikiel