Zaczynała się już szkoła, kiedy wyszedł wrześniowy numer Spider-Mana. W 1990 roku po wakacjach zaczynałem trzecią klasę podstawówki, trzeci zeszyt mojego ulubionego komiksu był zatem bardzo miłą osłodą gorzkiego powrotu do szkoły. Szczególnie, że okładka zapowiadała jakieś dramatyczne wydarzenia – tajemnicza postać w kapturze, spod którego widać tylko złe, czerwone oczy, rozrywająca na pół kostium Spider-Mana. Jakaż akcja musiała dziać się wewnątrz komiksu! Jak się niestety później okazało, okładka była tylko chwytem marketingowym i nic takiego nie miało miejsca w samej historii. Pojawił się jednak nowy przeciwnik Człowieka Pająka – demoniczny Hobgoblin, po raz kolejny kreatywnie przetłumaczony jako Diabelski Troll.
Polski Spider-Man Nr 3/1990 ukazał się w kioskach po raz kolejny w śmiesznej cenie 9500 złotych (teraz ta kwota śmieszy, wtedy jednak był to spory cios dla niewielkiego kieszonkowego!) i był przedrukiem historii wydanych w 1983 roku, w oryginalnych numerach The Amazing Spider-Man #238 i #239, ze scenariuszem Rogera Sterna i rysunkami Johna Romity Jr. (ten sam duet, co w poprzednim zeszycie, w którym Pająk walczył z Władcą Murów). Po raz kolejny również mogliśmy obserwować powolny wzrost jakości naszej rodzimej wersji. Przede wszystkim zmienił się tłumacz – Sławomira Kazanowskiego zastąpił Andrzej Rusinek – co było progresem, choć nie nazwał bym tego kamieniem milowym przekładu. Dymki nadal raziły błędami, lecz na szczęście było ich zdecydowanie mniej. Zrobiło się też jakoś bardziej kolorowo i dynamicznie.
Sama historia jest właściwie genezą powstania Hobgoblina. Pierwsze strony wprowadzają nas w aktualne wydarzenia z prywatnego życia Petera Parkera. Dowiadujemy się, że ledwie tydzień temu ciotka May, wraz ze swoim nowym partnerem – Nathanem Lubańskim, otworzyła pensjonat w rodzinnym domu Petera. Po załatwieniu formalności cała trójka rusza do restauracji, aby uczcić swój sukces, sielankę przerywa jednak samochód, który mało brakowało, a potrąciłby Parkera i jego bliskich. Okazuje się, że to bandyci uciekający przed policją. Peter, wzburzony oddala się, aby w odosobnieniu przywdziać strój Spider-Mana i również rusza w pościg. Nasz bohater ostatecznie zatrzymuje samochód (robiąc przy tym kilka pozowanych fotek do gazety – w końcu Parker musi mieć też za co jeść), lecz jednemu z bandytów udaje się zbiec. Spider zapędza go w pozornie ślepy zaułek, ten jednak rzuca bombę dymną i znika w studzience kanalizacyjnej. Odstraszony fetorem dobywającym się z kanałów Pajęczak stwierdza, że resztą zajmie się już policja i rusza w swoją stronę.
Proste. Komu by się chciało?
Tymczasem bandyta błądzący kanałami przypadkiem natrafia na tajną kryjówkę Zielonego Trolla (znanego lepiej jako Green Goblin), pełną sprzętu, broni i kostiumów. Informację tę sprzedaje tajemniczemu mężczyźnie, skrywającemu twarz w cieniu kapelusza. Okazuje się, że ów mężczyzna doskonale wie, z czym ma do czynienia i korzystając z dziedzictwa Normana Osborna, przygotowuje własną tożsamość superłotra.
Norman Osborn nie żyje ale jego siły żyją nadal i są teraz sterowane silniejszą psychiką. Nie ma Zielonego Trolla! Niech żyje DIABELSKI TROLL!
Tak kończy się pierwsza historia Powrót zła (w oryginale Shadow of Evils Past) i zaraz potem rozpoczyna się rozdział drugi tej porywającej opowieści – Diabelski Troll znów się odgraża! (Now Strikes the Hobgoblin).
Tajemniczy mężczyzna kontynuuje poszukiwania i plądrowanie opuszczonych kryjówek Osborna rozsianych po całym mieście. Tymczasem Spider-Man odwiedza w szpitalu starą znajomą – Madame Web, która jak się okazuje straciła pamięć po ataku Juggernauta (co dla Spidera jest dobrą wiadomością, jest to bowiem jedna osoba mniej, która zna jego prawdziwą tożsamość). W międzyczasie poznajemy też Bannona – fotografa, który jest konkurencją Parkera w Daily Bugle. Bannon robi sesję zdjęciową pięknej Amy Powell, niezbyt skutecznie ją przy tym podrywając. Amy odgryza się stwierdzając, że jeśli dalej będzie się tak zachowywał, okaże się, że Parker jest od niego lepszy, pod każdym względem.
50 twarzy Bannona
Spidey wraca do swojego mieszkania, bierze prysznic, pierze kostium – bardzo fajne przedstawienie superbohatera wykonującego tak przyziemne, codzienne czynności – i zmęczony zasypia. Po dziesięciu godzinach budzi go telefon od Amy, która zaprasza go na kolację. Kiedy Peter orientuje się, która godzina zrywa się jak oparzony, spławia dziewczynę i szybko rusza sprawdzić ostatnią ze znanych mu lokacji kryjówek Green Goblina.
Ciekawe, czy użył Perwollu?
Okazuje się, że trafia idealnie, bowiem w tym samym czasie kryjówkę plądruje Diabelski Troll, kompletnie zaskoczony pojawieniem się Pająka. Obaj panowie rozpoczynają walkę, lecz Hobgoblin nie jest jeszcze gotowy na starcie ze Spider-Manem, więc ich pojedynek to raczej desperacka ucieczka Trolla, stosującego wszystkie możliwe goblińskie sztuczki, żeby tylko pozbyć się Pająka. W końcu udaje mu się to, kiedy przestrzela gazociąg, wywołując pożar, którym musi zająć się Spider, dając Hobgoblinowi czas potrzebny na ucieczkę.
I to właściwie tyle, jeśli chodzi o trzeci numer polskiego Spider-Mana. Wielkie starcie z Diabelskim Trollem było zaledwie przystawką – nieplanowanym i nieudanym pojedynkiem. Nie było darcia kostiumu Spidera na strzępy, było za to jego pranie – to tak, jakby powiedzieć dziecku, że dostanie subatomowy wysysacz materii, po czym wręczyć mu odkurzacz i kazać posprzątać mieszkanie. Troszkę mógł dziwić też dobór samej historii przez wydawcę. Przedstawienie polskiemu czytelnikowi postaci opartej się innej postaci – będącej nota bene jednym z największych nemesis Spider-Mana – której na tym etapie polskich przygód Człowieka Pająka w ogóle nie znaliśmy, było nieco dziwacznym zabiegiem. Pominiętych zostało też kilka numerów dzielących historię Diabelskiego Trolla od tej z Władcą Murów, przez co polskie wydanie zgubiło jedną stronę w stosunku do oryginału (fragment, kiedy Spider odwiedza Madame Web w szpitalu – tak naprawdę Pająk odwiedzał tam ranną po ataku Doktora Octopusa Czarną Kotkę, a do wróżki zajrzał przy okazji). Sam Hobgoblin jest jednym z ciekawszych przeciwników Spidera, lecz tutaj mieliśmy zaledwie namiastkę tej postaci. Zdecydowanie lepszym krokiem byłoby przedstawienie czytelnikom Green Goblina – superłotra odpowiedzialnego za śmierć pierwszej miłości Parkera. Czegóż jednak wymagać, skoro tłumacz nie wiedział nawet jakiej płci jest Gwen Stacy…
Konkluzja ta prowadzi nas do wpadek, których nie zabrakło w polskim przekładzie. Tradycyjnie zatem przed Wami TOP 5 najzabawniejszych kadrów tego numeru.
5.
W oryginale „krwawy pies” to bloodhound, czyli ogar – pies znany ze swojego wyjątkowo czułego węchu.
W kontekście cuchnących kanałów ogar ma sens, krwawy pies nie ma żadnego. Brawo!
4.
Jakoś to będzie… Nie przejmuj się stary!
3.
Peter wspomina Green Goblina, który spowodował śmierć Gwena Stacy’ego. [sic!]
2.
Ha ha ha – zaśmiał się jakże szeroko uśmiechnięty Troll
(czyli kwestia będąca w całości inwencją tłumacza).
1.
Powodzenia w noszeniu kostiumu pomalowanego lakierem!
(chodziło oczywiście o barwnik, ale kto by się tam przejmował detalami).
Dziękuję za uwagę i do zobaczenia w kolejnym tekście, już za miesiąc. Możecie też pomóc mi zdecydować – czy wolicie poznać dalsze losy Spider-Mana, który w czwartym numerze ściera się z tajemniczym Myślicielem i jego androidami, a może chcielibyście zobaczyć jak prezentował się pierwszy polski numer Punishera?
1 Skomentuj
[…] Na Poważnie […]