Marvel i DC – wokół tych dwóch gigantów kręci się fascynujący świat superbohaterów. I nie oszukujmy się – można by pomyśleć, że tylko te dwa uniwersa mają patent na dobre opowieści o postaciach z nadprzyrodzonymi mocami. Obraz ten jednak zaburza Image Comics – niezależne wydawnictwo jak na ironię powstałe w wyniku działań byłych pracowników obu wydawnictw, które wraz z serią Invincible serwuje nam zupełnie nowe, świeże spojrzenie na świat oraz postaci superbohaterów. Ale od początku.
Mark Grayson to nastolatek prowadzący zwyczajne życie, które nie różni się niczym od tego, będącego udziałem jego rówieśników. No, może poza jednym, małym szczegółem: jego ojciec jest najsilniejszym super-herosem na Ziemi – Omni Man’em. Jak zapewne się domyślacie, niedaleko pada jabłko od jabłoni. W nastoletnim Marku budzą się “super geny”. Zupełnie nowa sytuacja z łatwością mogłaby zniszczyć jego normalną egzystencję. Na szczęście nastolatek ma dobrze poukładane w głowie i wie, jakie są jego priorytety. Czy jednak poczucie odpowiedzialności jest w stanie nadążyć za rosnącą mocą?
Komiks zaczyna się dosyć niewinnie – towarzyszymy uczniowi szkoły średniej, który szykuje się do egzaminów na studia, po godzinach wyskakuje z kolegami na film lub idzie zapracować na swoje kieszonkowe. Po pierwszym rozdziale, będącym odpowiednikiem jednego zeszytu Invincible, bałam się, że zostałam wrzucona w wir historii skierowanej głównie do nastolatków. Moje obawy stopniowo rozpływały się wraz z postępami w lekturze. Fabuła przyjemnie się rozkręca, zwiększa się ilość poruszanych wątków, wprowadzane są nowe postacie, dowiadujemy się coraz więcej o Marku i jego najbliższych. Komiks jest też zabawny, momentami zadziwiająco poruszający, a czasami nawet – przewrotny, zaskakujący i straszny. Jego lektura bez wątpienia pozostawia po sobie ślad w pamięci.
Mark, pomimo iż w branży super-hero jest świeży niczym szczypiorek na wiosnę, fantastycznie odnajduje się w nowej roli. Omni-Man to ojciec, który stara się ukierunkować swoja latorośl, przytłoczoną ogromem nowych możliwości. Skolei matka Marka jest zwykłym człowiekiem. Ale z drugiej strony, czy jakakolwiek matka jest zwykłym człowiekiem? Stanowi ostoją spokoju, oparcie w trudnych chwilach, pełną zrozumienia kobietę do której można wrócić po ciężkim dniu w szkole lub po rutynowej akcji ratowania świata. Trzeba przyznać, że mimo braku super mocy wcale nie robi za tło dla reszty postaci – to właśnie dzięki niej dowiadujemy się, że za byciem superbohaterem stoi coś więcej niż jedynie kiepski gust odzieżowy. W końcu superhero musi zjeść porządny obiad, trzeba zadbać o swoich bliskich, edukację i przyszłość. Trzeba w końcu raz na jakiś czas wyprać super-kalesony superbohatera, a na spotkania z dziewczynami przyjdzie czas później. Towarzyszyło mi uczucie zaglądania do czyjegoś życia przez dziurkę od klucza. Obserwowałam ten niezwykły świat z przyziemnej i trywialnej perspektywy, jaka wcześniej była mi kompletnie obca.
Kreska i kolorystyka nawiązuje do młodzieżowych komiksów i to one stały za moją początkową mylną oceną historii. Tak samo jak fabuła, grafika zmienia się w trakcie lektury nie szczędząc nam również drastycznych widoków przeznaczonych dla dojrzałego odbiorcy. Styl rozwija się przez kolejne zeszyty – im dalej, tym więcej pojawia się szczegółowych kadrów.
Wydanie pierwszego tomu zbiorczego komiksu Invincible robi bardzo pozytywne wrażenie. Grube tomisko w twardej oprawie nasycone (oczywiście oprócz świetnej historii) masą… dosłownie masą dodatków. Dzięki stanowiącym prawie ⅕ materiałów z procesu twórczego, w których skład wchodzą m.in. szkice, rysunki koncepcyjne postaci, list od autora, alternatywne okładki czy scenariusz do pierwszego zeszytu Invincible (prawie wszystkie elementy wzbogacone są przez dodatkowy komentarz) będziemy mogli jeszcze głębiej wejść w świat wykreowany przez Roberta Kirkmana. A że ów potrafi kreować bardzo wciągające wizje rzeczywistości przekonaliśmy się już chociażby w przypadku The Walking Dead.
Lektura Invincible pozostawiła mnie kompletnie zszokowaną i wciąż próbuję się pozbierać. Sięgając po ten komiks nie spodziewałam się, że może o mnie tak bardzo poruszyć. Ot co, kolejny superbohater. Mówili, że historia dobra. Co w tym może być niezwykłego? A jednak – Robert Kirkman serwuje nam potężną dawkę emocji, która potrafi czytelnika solidnie stłamsić. Robi to ponownie. I właśnie taka “zkirkmanowana” z nieskrywaną ekscytacją podsyconą odrobiną trwogi wyczekuję kolejnego tomu Invincible.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont.
Jeżeli recenzja skłoniła Cię do kupna komiksu, zachęcamy do skorzystania z poniższych linków. Dzięki temu będziesz w stanie znaleźć najkorzystniejsza dla siebie ofertę, a oszczędzając jednocześnie wesprzesz Poważną Stronę i dołożysz swoją cegiełkę w tworzeniu materiałów wysokiej jakości.
Tytuł: Invincible. Tom 1
Wydawnictwo: Egmont
Data premiery: 19.09.2018
Tytuł oryginalny: Invincible: The Ultimate Collection, Vol. 1
Autor: Robert Kirkman (scenariusz), Cory Walker, Ryan Ottley (rysunki)
Liczba stron: 400
Oprawa: Twarda
Druk: Kolorowy
Seria/cykl: INVINCIBLE